… albo kogoś na swoim poziomie. Albowiem podstawową funkcją związku nie są motylki w brzuchu, tylko ciągnięcie się wzajemnie coraz wyżej i wyżej w górę. Jeśli ta zależność nie występuje, to po co właściwie się wiązać? Ale ludzie i tak to olewają. Liczy się żeby tylko kogoś mieć, nawet nie kogoś wartościowego, ale kogokolwiek. Jak ktoś jest jakikolwiek, to jest byle jaki. A jak jest byle jaki, to jest do niczego. 

Związek powinien rozwijać dwie osoby. Jedna powinna przy drugiej stawać się lepszą wersją siebie. Tymczasem spójrzcie wokół, ile znacie naprawdę takich relacji? Czy dominującym trendem nie jest przypadkiem ciągnięcie się wzajemnie jeszcze niżej i niżej aż na samo dno? Ja widzę pary, w których jedna osoba usycha przy drugiej. Jest jak kwiatek, którego nikt nie podlewa.

Ludzie lubią wkładać łyżki do nie swojego garnka z zupą i mają zwyczaj mówić: „musisz doprawić”. Lubią przychodzić do ciebie mówiąc, że musisz kogoś mieć i oni cię zapoznają z taką fajną znajomą. To nic, że kompletnie ci się nie podoba. To nic, że ona nienawidzi sportu i nie przejmuje się finansami, bo przecież jakoś to będzie. To nic, że ty masz kompletnie na odwrót i szukasz kogoś na swoim poziomie. Oni po prostu to lubią.

Ja lubiłem wtedy odmawiać. To miłe, fajnie, że ktoś tak bardzo się o mnie martwi, ale ja sobie poradzę. Bo zwyczajnie nie obchodzi mnie przeciętność. Nie godzę się na to, co daje mi los. Biorę od życia to, co chcę, a czasami jak mam nie wyjdzie, to po prostu wiem, że się starałem.

I dlatego finalne równanie mojego życia daje wynik = szczęśliwy. A gdybym jednak pewnego dnia zgodził się na taką przeciętność, to równanie miałoby wynik = smutny i sfrustrowany. Bo jeśli najbliższa osoba nie ciągnie mnie w górę, to stoję w miejscu i raczej nie szybko nie wzniosę się znów w powietrze.

Niestety nie wielu ludziom udaje się przez to przejść. Nie wiedzą, że droga do nieba prowadzi przez kilka mil pochmurnego piekła. 

Gdybym miał kilka lat poświęcić na szukanie odpowiedniej osoby lub być z kimś wybranym ot tak przez pół roku, to wybrałbym to pierwsze. Przez te pół roku mógłbym znaleźć kogoś odpowiedniego, a tak przespałbym 6 miesięcy.

Nie chodzi o to, by szukać niedoścignionego ideału, którego nie ma. Nie można przesadzić w drugą stronę i zacząć myśleć o sobie w kategoriach pana świata, który szuka pięknej modelki fitness, a sam jest kasjerem w Biedronce. Podobno kobiety kupują mężczyzn prawdziwych, a nie idealnych. Podobnie mężczyźni kupują prawdziwe kobiety, a nie kobiety idealne.

Wszystko, co perfekcyjne jest takie jedynie powierzchownie. W środku ma tysiące ukrytych wad, o których nie wspomnieli producenci. Gdy Apple reklamuje nowego Iphone’a nie mówi o jego wadach, ale o jego zaletach. Wydaje się, że to smartfon idealny. A potem go kupujesz i szybko przekonujesz się, że wcale nie jest tak kolorowo, jak mówili w telewizji.

PRZECZYTAJ TEŻ:  Chcesz pozostać mistrzem? Broń tytułu.

Podobnie, gdy oglądasz zdjęcia z Instagrama jakiegoś modela / modelki fitness i myślisz sobie „tacy to mają życie”. Oceniasz to, co widzisz. Na Instagramie wszystko jest idealne. Wiesz ile książek wygląda na idealne z okładki? A potem w środku nie ma nic ciekawego. Wolę książki, które mają czarną okładkę z białym napisem, ale w środku zawarta jest wiedza, której poszukuję.

To bardzo proste. Jeśli sam o siebie dbasz, chodzisz na siłownię i pracujesz na całym swoim życiem godzinami, to nie chcesz być z kimś, kto celuje znacznie niżej. Taki związek prowadzi do frustracji. Nigdy nie da ci pełni szczęścia i nigdy nie wyciśniesz z niego tyle, ile byś mógł.

Jeśli kobieta o siebie dba, spędza długie godziny, by wyglądać niemal perfekcyjnie, kupuje markowe ciuchy i inwestuje w siebie, to nie chce faceta, który mocno od niej odstaje, bo nic taka relacja jej nie da. Każdy z nas szuka kogoś lepszego lub kogoś na tym samym poziomie. To się dzieje podświadomie. Mimo to niektórzy tracą wiarę po jakimś czasie i idą na kompromis, godząc się na bycie z kimś, z kim nigdy nie będą szczęśliwi i nigdy nie staną się lepszą wersją siebie.

Podobnie sprawa wygląda w dłuższych związkach, gdzie jeden z partnerów znacząco zostaje w tyle. Żona odnosi sukcesy w pracy, zaczyna zajmować się fitnessem, podczas gdy jej mąż przychodzi z roboty, siada na kanapie przed telewizorem i otwiera piwo. Przecież ona jest jego żoną, zdobył ją, więc nie musi się już starać. To nigdy się nie uda. Może na początku będzie tylko odrobinę gorzej. Potem odrobinę zamieni się w trochę, a potem w dużo. I relacja się skończy.

Dlatego warto szukać kogoś na swoim poziomie. Szczególnie jeśli nie chcesz zostać tylko wspomnieniem po pięknym kwiatku, który miał świetlaną przyszłość, ale przyszedł ktoś, kto przestał go podlewać i wystawiać na słońce. Więc zwiądł.


Tinder Poradnik