Data publikacji: 22 listopada 2017
Data aktualizacji: 26 stycznia 2018
Rozpoznać coacha życia nie jest trudno. Wygląda jak wielki przedsiębiorca, w krawacie z bazaru za kilka złotych i garniturze kupionym na studniówkę. No dobra pierdolę głupoty ale jakoś zacząć trzeba. Chciałem w takim stylu jak coache życia, którzy wyrastają jak grzyby po deszczu i nikt nie wie po co, tak naprawdę oni są. Dziś spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie czy coaching to ściema?
Kilka miesięcy temu jadę pociągiem, słucham jak jakaś kulturalna młoda dama, rozmawia przez swojego Iphone’a i używa bardzo wyszukanych i wysublimowanych słów. Dodatkowo mówi takim tonem, jak ci wszyscy kasjerzy w sieciówkach, którzy powtarzają te regułki o paście do butów i o przecenionych skarpetach, które akurat znalazły się przy samej kasie. Pech chce, że rozmówca pyta ją o imię i nazwisko, a ona podaje swoje dane. No i odpalam Facebooka w celu przeprowadzenia rozpoznania.
Zawód: Coach Rozwoju Osobistego (Life Coaching)
Ale się nie zdziwiłem, jak to zobaczyłem. Zawsze przez przypadek odczytuję to jako:
Zawód: Wciskam ludziom puste slogany i biorę za to hajs
Panna obnosi się ze swoim jestestwem jak Król Maciuś Pierwszy, po czym z upierdliwym uśmieszkiem kończy rozmowę – „Tak panie Marcinie, Tak, Tak, oczywiście, będziemy w kontakcie”.
COACHING TO ŚCIEMA?
IM SZTUCZNIEJ, TYM LEPIEJ
Właśnie to najbardziej mnie denerwuje w tych wszystkich trenerach. Są sztuczni jak lalki barbie. Zawsze zastanawiałem się jak, może to kogokolwiek przekonywać. Prędzej uwierzyłbym, że pani w chuście przy drodze naładuje samych dorodnych i pysznych truskawek, niż uwierzyłbym, że dam komuś dwa tysiące, on wejdzie na scenę, powie „Hip Hip! HURA!” i moje życie nagle stanie się rekonstrukcją Edenu.
A tak to według tych wszystkich oświeconych ludzi powinno mniej więcej wyglądać. Wiecie ilu osobom z obecnych na sali takiej prelekcji, faktycznie poprawia się sytuacja w portfelu? Jednej. Tej, która stoi na scenie i opowiada dyrdymały. Reszta to konsumenci, którzy utopili ciężko zarobione pieniądze, żeby ktoś im po prostu z miłością poopowiadał, jak to wiele mogą osiągnąć. Zapamiętajcie, zarabia producent, konsument lokuje pieniądze – a czy robi to dobrze, to już zależy od wielu czynników. W przypadku coachów robi głupotę.
Paradoks pojawia się już w samej otoczce tego przedstawienia. Zwykle pieniędzy i profitów nie zgarniają ci, którzy stoją pod sceną i klaszczą, ale ci, którzy stoją na scenie. Jak idziesz na koncert Imagine Dragons, to nie ty zarabiasz tylko oni (co oczywiście nie znaczy, że wywaliłeś kasę w błoto). Coach wmówi ci, że idziesz na jego koncert, żeby też zacząć zarabiać i zmieniać swoje życie na lepsze. Czy dostrzegasz absurd tej sytuacji?
Jeśli ktoś inwestuje w szkolenia, to nie inwestuje w siebie, tylko w tych trenerów. W siebie inwestujesz, jak zakładasz firmę, jak idziesz biegać, albo jak kupujesz książkę i ją czytasz. Trzeba mieć mocno nierówno pod sufitem, skoro myśli się, że wszyscy ze stu osób obecnych na sali, którzy wydali gruby hajs na jakieś młemłanie o pierdołach, po wyjściu zaczną zmieniać swoje życie, ruchać na potęgę i zarabiać tyle, że spokojem starczy na złote Maserati Gran Turismo. Parafrazując Rachel z Przyjaciół: HELLOŁ! Pobudka! Ktoś tu próbuje robić cię w chuja.
SZKOLENIA PUA
Podobnie wygląda sytuacja nie tylko na płaszczyźnie szkoleń rozwoju, ale także szkoleń z uwodzenia. To zagadnienie pozostaje dla mnie abstrakcją nie z tej planety, bo lepiej wziąć kumpla i iść z nim do klubu, wydając sześć złotych na piwo. Niż iść do guru, wydać dwa tysiące, żeby… iść z nim na piwo do klubu. Jak trafisz na PUASA z prawdziwego zdarzenia, to może odpali ci z tych dwóch tysi dwie stówy na dziwkę, która będzie udawała, że ją poderwałeś. Wtedy bankowo jak wrócisz do codzienności i uznasz, że samemu idzie ci gorzej, znowu polecisz do trenejro, żeby ci „pomógł”.
KRÓL COACHINGU – ŁUKASZ JAKÓBIAK
Prym wśród coachów w Polsce wiedzie nijaki Łukasz Jakóbiak. Facet, który zasłynął z tego, że… zrobił sobie niewyraźne selfie z Lady Gagą i ludzie uwierzyli mu, że faktycznie można wszystko. Tak jak gdyby selfie z Lady Gagą było osiągnięciem życia. Ciężko stwierdzić dlaczego, tak antypatyczna osoba, zdobyła takie zasięg i omamiła tylu ludzi. Prawdopodobnie działa to na zasadzie psychologii tłumu.
Jakiś czas temu wspomniany kołcz dwoił się i troił byle tylko dostać się do kultowego programu Ellen DeGeneres. Stworzył nawet prowizoryczne studio i zatrudnił sobowtóra, żeby „zwizualizować” sobie sukces. Kto chodzi na szkolenia do tak niepoczytalnych osób?
Facet ma totalną obsesję na punkcie sławy. Stalkuje celebrytów, zbiera autografy i niemal upodla siebie samego dla grama ich atencji. Niebezpieczne jest to, że osoba pokroju Jakóbiaka uzyskuje taki rozgłos. Podobne zachowania powinno się piętnować, a nie nakręcać karuzelę. Podejrzewam, że sam Łukasz tak bardzo wkręcił się w to wszystko, że nawet nie potrafi przyjąć do świadomości tego, jak jest naprawdę. Zresztą takie słowa jak:
Wszystkie artykuły, poza Polską, pozytywne. Ilość zamówionych wykładów motywacyjnych od czasu akcji to blisko 40. Wzrost odporności znacząca. W Polsce litość dostajemy za darmo – na zazdrość trzeba sobie zasłużyć
Mówią same za siebie. Ten gość nie przyjmuje do siebie faktów i cały czas brnie dalej w świat, który stworzył sobie w głowie. Tak się dzieje, gdy ktoś nie mając nic do zaoferowania światu, mimo to, chce zostać legendą i inspiracją dla milionów innych ludzi. Szkoda, że akurat w tym przypadku został pośmiewiskiem i naznaczył w negatywny sposób kolegów z branży.
Te wszystkie łzawe teksty na temat wizualizacji można włożyć między bajki Braci Grimm. Jasne, że to, co o sobie myślisz, jest bardzo ważne. Jasne, że wizualizując sobie np. walkę MMA, można lepiej wczuć się w rolę i zwiększyć pewność siebie na prawdziwym ringu. To oczywiste, nikt nie musi na ten temat robić kilkugodzinnych wykładów. Jednak chyba nikt nie uwierzy, że wystarczy wydrukować sobie kilka milionów papierowych dolarów, żeby za kilka dni zostać milionerem?
LEPIEJ INWESTOWAĆ W SIEBIE, NIŻ W PRZEDSTAWIENIA COACHÓW
Znam ludzi, którzy wieczne latają po szkoleniach. Rzucają mi w twarz cytatami motywacyjnymi, ciągle opowiadają mi o swoich planach i marzeniach, które kiedyś zrealizują. Zawsze są bardzo zdziwieni, kiedy odpowiadam, że mam wyjebane na te wszystkie szkolenia, spotkania blogerów, YouTuberów i innych stopów czasu i pieniędzy. Niektórym tak przegrzały się przewody w głowie, że 99% czasu poświęcają na prelekcje, szkolenia i wieszanie cytatów motywacyjnych na ścianach, a 1% czasu na faktyczną realizację swoich celów i marzeń. Nie muszę mówić, że ktoś tu jest słaby z matematyki, bo osiągnięcie czegoś więcej niż praca na kasie w Biedronce przy takim rozłożeniu priorytetów, praktycznie nie wchodzi w grę.
Kolejny jednak raz sprawdza się prosta zasada – na baranach zarabia się najwięcej. Trochę tych Januszów i Grażyn w społeczeństwie mamy, więc potem taki coach żyje w dostatku, powtarzając w kółko, że jesteś zwycięzcą i to Lamborghini już czeka na ciebie w garażu.
Albo taki The Secret. Przyznam, że twórca znalazł sobie niszę dla frajerów i do dna ją przetrzepał. Jedyną osobą, która zrobiła pieniądze na tym biznesie była Rhonda Byrne, a ludzie, którzy ją kupili, zostali po prostu nabici w butelkę. Chociaż pewnie nie jeden po przeczytaniu tej książki pomyślał sobie potem: „Oh, zjadłbym pizzę”. Potem po nią zadzwonił i gdy przyjechała, stwierdził: „O kurwa! To działa! Wizualizacja LEVEL UP!”
Najlepsze, że moja przygoda z The Secret rozpoczęła się jeszcze w szkole, gdzie pewna bardzo mądra nauczycielka postanowiła wpuścić do młodych umysłów bardzo dużo „wartościowej wiedzy” w myśl zasady – głupim narodem, łatwiej się rządzi. Spełniła swe zadanie z nawiązką.
Ktoś mi kiedyś napisał, że nie zostanę bogatym coachem, bo najgorsze co można zrobić, to napisać prawdę. Wolałbym, żeby ktoś spuścił na mnie ważący tonę ciężarek, niż żebym skończył jako coach wchodzący na mównicę i informujący: „Witajcie ludzie! Dziś przybyłem tutaj, żeby zmienić wasze życie!”. Jeśli myślicie, że ktoś zmieni za was waszą wędrówkę po tym łez padole, to jesteście w dużym błędzie, albowiem tylko wy możecie ją zmienić.
Na koniec mam dla was podsumowanie tematu w formie wideo. Ostrzegam, że oglądnięcie może wypierdolić wasze żenadometry w kosmos jeszcze wyżej, niż to miało miejsce przy filmiku Jakóbiaka. Chociaż… nie jednak Jakóbiaka nie da się przebić. Czy coaching to ściema? Odpowiedzcie sobie sami.
Aktualizacja: wpis dostał się na stronę główną serwisu wykop.pl – wielkie dzięki wszystkim, którzy wykopali. Jako, że bardzo lubię społeczność wykopu za nagłaśnianie chłamu i debilizmu w sieci – jestem zobowiązany. Dla zainteresowanych LINK
Coaching przyciąga ludzi jak religia lub hazard, jedni rozpaczliwie chcą w coś wierzyć, drudzy myślą, że zhackują życie.
Gdyby zdelegalizować to zjawisko, za chwilę pojawiło by się nowe. Jedyne rozwiązanie, to nie wciskać kitu samemu sobie.
Wydaje się, że autor ma rację. Jednak niestety, problemem nie są coachowie obiecujący klientom złote góry. To tak zwani mówcy motywacyjni. Sprzedają marzenia, a skoro są ludzie chcący za nie płacić – to cóż nam do tego? Z kolei coach to osoba, która działa wg ustalonych kryteriów i ścisłej metodologii (opracowanej przez szanowane międzynarodowe gremia), aby wesprzeć ludzi w osiąganiu ich założonych celów – bez robienia tego za nich i bez sugerowania im, co i jak mają zrobić. Prawdziwy, profesjonalny coaching jest bardzo trudną dziedziną i trzeba naprawdę wiele się uczyć i długo zdobywać doświadczenie, żeby nie narobić szkód w psychice klientów, a rzeczywiście ich wspomóc na drodze «autentycznego» (!) rozwoju.
Szanuję Pana opinię, ale nie zgadzam się z tym, jak Pan przedstawia coachów. Tych, których Pan opusuje, to nie są prawdziwi coachowie. Zachęcam do zapoznania się ze standardami IFC lub Noble Manhattan Coaching, gdzie dużo jest o etyce tego zawodu. Dziękuję za ten artykuł.
Chcę wierzyć w to, że gdzieś tam pod tą przykrywką mainstreamu i robienia szumu są ludzie, którzy faktycznie wiedzą co robią.
Pozdrawiam.
Hahaha, ale się uśmiałam 🙂 Sama nie jestem (jeszcze) coachem, bo nie mam akredytacji żadnej instytucji, ale takie anegdotki i tak są dla mnie śmieszne. No cóż, wszyscy wspomniani tutaj panowie również nie mają żadnego certyfikatu i przypuszczam, że nie mają nawet skończonej szkoły coachingu… Niestety właśnie przez nich osoby z prawdziwym warsztatem coachingowym często zaczynają robić wszystko, byle tylko unikać słowa „coach” mówiąc o sobie… A co do „sztywnej” pani z pociągu – niektórym taka forma odpowiada. Inni woleliby np. spotykać się z większym luzem w pracy rozwojowej (chociaż nie mam tu na myśli „luzu” w postaci sprzedawania waty słownej i mało maślane).
Poza tym – autor artykułu zarzuca coachom, że obiecują ludziom „kasę”. Dla wielu ludzi sukces nie jest równoznaczny z tym, że będą więcej zarabiać. Czasem wręcz w czasie coachingu odkrywają, że właśnie porzucają dostatek w korpo i wytyczają sobie mniej lukratywne zajęcie, ale bardziej zgodne z ich zainteresowaniami. Nie zmienia to faktu, że takie „zjawiska” jak opisane w tym artykule i tak śmieszą. 😀
Cieszę się, że cię rozbawiło 🙂 Być może jak we wszystkim – żeby znaleźć złoto, trzeba przekopać pół miasta. Bardzo ciężko znaleźć w „mainstreamie” osoby, które są naprawdę kompetentne i dotyczy to każdej z dziedzin.
A pani z pociągu była sztuczna, bardzo nie lubię takiego stylu bycia. Ma się wrażenie, że ktoś nie traktuje nas poważnie i za pomocą gry, stara się wywrzeć jakiś wpływ.
Kiedyś pigadało się z wujkiem marynarzem, ojcem albo kumplem. Dzisiaj płaci się za punkt odniesienia i motywację, bo ludziom się we łbach pierdoli od tych ekranów i internetu.
Bo dziś wszystko można usprawiedliwić i pod coś podpiąć. Kolejki do gabinetów psychologów / psychiatrów ogromne, co druga osoba narzeka na depresję i wahania nastrojów. Tyle udogodnień, a ludzie nie stają się szczęśliwsi.
Wczoraj artykuł pt. „15latkowie mniej piją, bo mniej wychodzą z domu – czas spędzają na portalach społecznościowych”. Faktycznie, jest się z czego cieszyć.
David Durden zaorał kołczów jednym wpisem i podsumował całą tę szajkę wzajemnej adoracji. Za dużo głupich ludzi staje się sławnymi, za dużo głupich ludzi dochodzi do głosu. Oby tak dalej Dejv!
Durden to obok Volanta jeden z niewielu gości, których naprawdę szanuję. Inteligentny, łeb na karku, w tak młodym wieku ogarnia temat jak nie jeden czterdziestolatek. Taki Majewski z Deynn stanąć obok nie mogą. Cieszy mnie, że do głosu dochodzą ludzie co mają coś we łbie, Volant, Durden z blogosfery, czy z YouTube – Generator Frajdy, Gargamel. Jest nadzieja 😀
[…] Źrodło: david-durden.pl […]
Ogarnijcie jaki ból dupy ma Adept za ten tekst. Wyzwał Durdena od 22 letniego chłopaczka. Żenujące, co jak co ale po 45 letnim facecie spodziewałem sie więcej klasy. Już Mistrzowie Podrywu to była inba ale teraz udowodnił ze jest po prostu cienki.