Data publikacji: 10 czerwca 2019
Data aktualizacji: 30 sierpnia 2022
Sporo czasu zajęło mi, zanim przystąpiłem do tego tematu, ale lepiej późno niż wcale. Dzisiejszy wpis będzie traktował głównie o tym, dlaczego czasami, aby osiągnąć zamierzony cel, musisz robić rzeczy, które niekoniecznie uwielbiasz.
Nie zawsze robisz to co lubisz, aby osiągnąć cel
Często spotykam się z podejściem, które od razu ma na celu negować wszelkie rady i pomysły, które proponuję w celu rozwiązania problemu / polepszenia sytuacji. Chodzi mniej więcej o to, że ktoś przychodzi i mówi „chciałbym lepiej wyglądać, wiesz, jakaś sylwetka lepsza, niski poziom tłuszczu w organizmie”. Odpowiadam więc, że w takim razie najlepiej będzie kupić karnet na siłownię, a jeśli poziom tłuszczu jest wysoki – to najpierw dobrze trochę pobiegać. Niestety to byłoby zbyt proste, więc druga osoba neguje te rady, twierdząc „nie lubię chodzić na siłownię, nie lubię biegać, ale chciałbym dobrze wyglądać, podobać się kobietom itd”.
Widzisz już, do czego zmierzamy? To trochę tak, jakbym chciał zostać mistrzem UFC, nie trenując sztuk walki. No chcę zostać tym mistrzem, ale nie chce trenować sztuk walki, bo ich nie lubię. Co mam zatem zrobić? To jest równanie od razu skazane na porażkę. Odpowiedź brzmi „jeśli chcesz zostać mistrzem UFC, ale nie masz zamiaru trenować sztuk walki, to nie zostaniesz mistrzem UFC”. I na tym właściwie można by zakończyć ten artykuł, ale pociągniemy to trochę dalej.
Jak najbardziej rozumiem, że nie każdy jest duchem sportu. Niektórzy kochają WF w szkole, a niektórzy go nienawidzą. To dokładnie tak samo, jak, z tym że niektórzy kochają matematykę, a inni jej nienawidzą. Ludzie są różni i to jest świetne. Jednak jeśli chcesz ukończyć szkołę i zdać maturę, to argument „nie lubię matematyki, więc nie będę się jej uczył” nie ma szans powodzenia. Jeśli chcesz zdać maturę, musisz uczyć się matematyki. Chcesz czy nie, nie masz wyboru. Inaczej nie osiągniesz tego celu. Ja nienawidzę matematyki. To nie moja działka. Jestem humanistą i kocham sport. Zawsze zastanawiało mnie, jak dyktanda mogą komuś sprawiać kłopoty i jak można pisać zwolnienia z WF. Jednak na matematyce patrzyłem na tablicę i nie wiedziałem, co tam się dzieje.
Conor McGregor zanim został mistrzem UFC pracował po 12 godzin dziennie jako hydraulik, a potem biegł na trening. Myślisz, że to lubił? Nienawidził, ale nie miał wyboru.
Poświęcenie dla celu
Tak czy siak – chcesz skończyć szkołę? To uczysz się matematyki, mimo że to nie jest twoje ulubione zajęcie. W życiu trzeba być pragmatykiem. Robisz to, co trzeba, aby osiągnąć cel. Chcesz zbudować ładną sylwetkę? Musisz iść na siłownię. Chcesz zejść do 10% tłuszczu w organizmie? Idziesz biegać. Chcesz kogoś poznać? Wychodzisz z domu i próbujesz łamać lody z obcymi osobami. Nie ma tutaj miejsca na zastanawianie się, czy to lubię, czy nie lubię. To jest podejście podobne do unikalnego płatka śniegu. W życiu niekoniecznie zawsze robisz to, co lubisz. Na tym polega życie. Musisz się poświęcić, często robić rzeczy, których „nie czujesz w genach”, aby osiągnąć coś, co sobie zamierzyłeś. Piłkarze też mogą powiedzieć, że lubią grać w piłkę, ale na siłownię chodzić nie będą, bo to nie ich para kaloszy. Chcesz być o krok przed innymi? To idziesz na siłownię. Nie zadajesz zbędnych pytań. Nie kwestionujesz tego. Zamykasz się i po prostu robisz to, co do ciebie należy.
Nie uważam, że w życiu należy robić tylko to, co się lubi. W życiu chodzi o to, aby ponieść swoją ofiarę, poświęcić się dla jakiejś idei. Bardzo często będzie cholernie ciężko, będzie pod górkę i tak powinno być. Mam wrażenie, że niektórzy chcą przejść obok życia, trochę jak panienki myślące o niebieskich migdałkach.
Podnieś coś ciężkiego i zacznij to nieść
Masz problemy z sensem życia? Znajdź wokół siebie największy ciężar, jaki tylko możesz, a potem zacznij go nieść. Ludzie zwykle znajdują najmniejszy, a potem dziwią się, że ich życie nie działa tak, jak powinno. Życie nie jest po to, aby przeżyć je jak najmniejszym kosztem. Jest po to, aby się poświęcić, aby robić wszystko, by wykorzystać swój potencjał w 100%. I z tym będą się również wiązały czasami czynności, które nie są twoimi ulubionymi. Musisz to zaakceptować.
Powiem ci coś, co być może cię zaskoczy. Nie lubię siłowni. To nie jest część mojego ducha. Czuję się najlepiej na boisku piłkarskim albo na bieżni. Jednak jeśli chcę zwiększyć osiągi i dodatkowo zbudować zarys dobrej sylwetki, to muszę chodzić na siłownię. Nie aspiruję tam do zostania Mariuszem Pudzianowskim, ponieważ to nie mój cel. Najchętniej wyłączyłbym siłownię kompletnie z mojego planu dnia. Nie zrobię tego nigdy, ponieważ:
- moje ciało lepiej wygląda,
- jestem pewniejszy siebie,
- osiągam lepsze wyniki wytrzymałościowe / szybkościowe,
- po siłowni czuję się znakomicie i mam motywację do działania.
Nie lubię tego, ale działa to na mnie doskonale. I niby miałbym przestać to robić tylko dlatego, że za tym nie przepadam? To bez sensu. W każdy dzień treningowy zamykam dziób i idę ćwiczyć.
Chcę poznać kobietę, ale nie lubię rozmawiać z obcymi – co radzisz?
Inny częsty przykład, który obserwuję, to ten z poznawaniem znajomych. Ktoś pyta co zrobić, żeby poznać nowych znajomych. Mówisz, że musi sam wyjść z inicjatywą, ponieważ inni ludzie rzadko to robią. On na to, że tego nie zrobi, bo nie ma zamiaru się przed nikim płaszczyć. Zastanawiasz się – czy zaproszenie kogoś na piwo to jest płaszczenie się? Co to za dziwna interpretacja. Okej, nie chcesz tego robić, bo nie lubisz wychodzić z inicjatywą – nie rób tego. Jednak nie zastanawiaj się potem, dlaczego wciąż nie masz znajomych. Tak samo z poznawaniem kobiet. Chcesz jakąś poznać, to musisz liczyć się również z odrzuceniem i niepowodzeniem. To nie jest przyjemne, ale skąd to przekonanie, że musimy robić tylko to, co przyjemne? Kompletna nieprawda. Nie żyjemy po to, aby wciąż robić przyjemne rzeczy, znajdujące się w naszej strefie komfortu. Żyjemy po to, aby wystawiać głowę poza tę strefę i próbować nowych nieprzyjemnych rzeczy. To właśnie one najbardziej pchają nas naprzód. W innym przypadku nie uważam, że to życie, a raczej wegetacja i czekanie na kres egzystencji.
Rozumiem też, że można się bać pewnych rzeczy. Tak jest, chociażby z odrzuceniem. Albo z ustalaniem wysokich celów i strachem, że się nie podoła. Jednak to trochę tak, jakby cały czas uciekać przed przeznaczeniem, które i tak cię dopadnie. Uciekasz, chowasz się, tracisz energię i tylko odwlekasz to, co nieuniknione. Najlepiej po prostu się zatrzymać i skonfrontować z lękiem. Ucieczka to w tym wypadku najgorsze z możliwych rozwiązań. Wiem, że nie jest łatwo, ale skąd to głupie przekonanie, że powinno być łatwo? To nie o to tutaj chodzi i nie po to się tutaj znalazłeś.
Puść kierownicę i poddaj się, nie dąż do komfortu, ani do kontroli
Ludzie mają taką tendencję do pogoni za kontrolą. Tratwa, na której stoją, zaczyna się chwiać, a oni całą swoją energię przekładają do tego, aby się na niej utrzymać. Boją się kresu oceanu, ponieważ wydaje się nieprzyjemny i straszny. I tak całe życie. Ten lęk jest irracjonalny. Zostaw tę tratwę i wpadnij do wody. Przypomina mi się pewna scena z filmu Fight Club. Tyler jedzie w samochodzie z Narratorem w deszczową noc. Za każdym razem, gdy Tyler puszcza kierownicę, narrator rozpaczliwie próbuje przejąć nad nią kontrolę, aby przypadkiem się nie rozbić. I tak moim zdaniem wygląda w tych czasach większość naszego społeczeństwa. Tak przerażeni, by zacząć żyć, że całą energię poświęcają na kontrolowanie tego, co znają i boją się, aby przypadkiem nie wypaść poza burtę. To naprawdę żałosne, więc weź się w garść. Ponieś swoją ofiarę. Nie nastawiaj się na to, że zawsze będziesz robił to, co uwielbiasz. W zależności od celu musisz czasami pójść w innym kierunku.
Więcej wkrótce w Alpha Male
Ale mięso kontent, szacun. Właśnie po to tutaj wchodzę 🙂
Uwielbiam Twojego bloga, trafiasz w tematy idealnie dopasowane pode mnie 🙂
Dzięki wielkie 😉