Data publikacji: 25 kwietnia 2018
Data aktualizacji: 17 marca 2019
Fight Club. Tyler Durden. Uderz mnie najmocniej jak potrafisz.
Odpowiedź na to pytanie z tytułu jest bardzo prosta.
Ponieważ Fight Club potrafi obudzić nawet gościa, który już zaprowadził swoje życie na samo dno. Tak właśnie działa ten film, to mieszanka adrenaliny, dopaminy, koktajlu endorfin w jednym. Jeśli jakiś film mnie zmienił, to Fight Club jest tym filmem, który nie tylko mnie zmienił, ale który obudził mnie z głębokiego snu. No bo gdyby David Fincher nigdy nie zekranizował tego arcydzieła, nie czytałbyś mojego bloga.
Fight Club to film, który może zrobić z ciebie kozaka
Niedawno pisałem tekst na temat odpowiedzialności. Tak jak podejrzewałem, spotkał się on z dużym zainteresowaniem mężczyzn i nawet niektórzy pokusili się o prywatny komentarz. To właśnie świadczy o tym, jak bardzo potrzebujemy tego paliwa, którego nigdzie nie ma. Idziesz na stację jedną, drugą, chcesz sobie nalać trochę odpowiedzialności, a tam pusto. Widzisz tylko jakieś stare zardzewiałe pompy, które zostały zakazane. A w Fight Clubie to paliwo leje się strumieniami. Chłoniesz każdą sekundę filmu, a na samym końcu czujesz się jakby ktoś właśnie powiedział ci po raz pierwszy: „Święty Mikołaj nie istnieje, to rodzice kupują ci prezenty frajerze”.
Mężczyzna potrzebuje adrenaliny i swojego świata. Nie polujemy już na zwierzynę w lesie, ale jeśli nie mamy celu, to wegetujemy. Potem ktoś pierwszy raz ogląda Podziemny Krąg w wieku dwudziestu paru lat, a jego oczy świecą jak zapałki. Teraz musimy mierzyć się z absurdalną poprawnością polityczną, feminazistkami, czy białymi rycerzami, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać Tylera Durdena. Właśnie dlatego każdy mężczyzna płonie na tym filmie. Ten film mówi: jasne, możemy pogadać o pogodzie, polityce, ponarzekać na kobiety – jednak w sobotę znów się spotkamy i spuścimy komuś łomot, poczujemy krew i zaczniemy oddychać.
Poprawność polityczna vs. Fight Club
Clint Eastwood w 2016 roku wypowiedział takie słowa: Żyjemy w epoce lizania tyłków, czasach pokolenia bab i mięczaków, gdzie wszyscy tylko chodzą na paluszkach, żeby nikogo nie urazić. Dziś stale ktoś oskarża kogoś o rasizm. W czasach mojej młodości nikt nie nazwałby tego rasizmem.
Tak się właśnie dzieje. Ciągle zalewani jesteśmy patosem LGBT, feministek i rasizmem, bo w serialu nie było żadnego czarnego tylko sami biali. Wszystkim wydaje się, że są nietykalnymi unikalnymi i pięknymi płatkami śniegu. Nie możesz nikomu nic powiedzieć, bo jeszcze kogoś urazisz. Nagrody w turnieju dostają też te dzieci, które zajęły ostatnie miejsca, bo nie można nikomu sprawiać przykrości. Wychowujemy powoli pokolenie kompletnych ciot, a Fight Club jest taką pigułką, która pozwala wyrwać się z tego smutnego stanu rzeczy.
Spójrzcie jaki był Narrator.
Narrator miał piękne meble Ikea, które kupował po tym jak czytał swoje katalogi. Kupował sofę w prążki i trzymał w szafce przyprawy, których i tak nie używał, ale ładnie wyglądały. W nocy nie umiał spać i oglądał telezakupy Mango. Kupował rzeczy, na które nie miał pieniędzy, rzeczy, których nie potrzebował, aby zaimponować ludziom, których nawet nie znał. Typowy przeciętny człowiek w XXI wieku nastawiony na konsumpcję. Bez celu, bez miejsca. Dla nikogo nie był ważny. Chciał pełnej kontroli, która stała się niewolą. A potem spotkał kogoś, kto wywrócił jego światopogląd do góry nogami.
Przychodzi Tyler, cały na biało i mówi: pierdolić sofę w prążki, pierdolić meble Ikea, zacznij żyć, ewoluuj, za wszelką cenę. Narrator cholernie bał się życia. Wszystko co miał, to swoje mieszkanko w szwedzkich meblach i pustkę. Był cholernie nieszczęśliwy. Bo szczęście, to nie twoje umeblowane mieszkanie. Szczęście to nie zawartość twojego portfela, ani czerwone Lamborghini. Ludzie mają to wszystko, a i tak się wieszają. Szczęście drogi kolego, jest w tobie. Możesz się łudzić, że jest inaczej, ale gdybym teraz dał ci w łapę milion dolarów i miłość twojego życia, to cieszyłbyś się przez jakiś czas. Dymałbyś po pięknych wyspach, pił Jim Beam’a z kranu, a po kilku miesiącach przyszedłbyś do mnie i powiedział – fajnie Durden, ale jestem nieszczęśliwy, nie wiem, po prostu mam depresję i nic mi się nie chce.
Minimalizm w Fight Clubie
Fight Club promuje także minimalizm. Idea ta przedstawia, że nadmiar jest niepotrzebny, ponieważ i tak nie zostanie wykorzystany. Minimalizm promuje porządek. Im więcej rzeczy posiadasz, tym większy chaos panuje w twojej głowie i tym większym niewolnikiem rzeczy materialnych się stajesz. Co prawda minimalizm obecnie stał się pewną modą, tak jednak jego podwaliny są bardzo solidne i jeśli ktoś zrozumie tę ideę, z pewnością mocno poprawi jakość swojego życia.
Oczywiście posiadanie pięknego mieszkania, samochodu i szafy pełnej gucci beltów cieszy. Jednak kluczem tej idei jest to, żeby nie przesadzać. To wszystko jest fajne, ale konsumpcjonizm tworzy niekończące się ciągi. Ludzie kupują jedno, a potem mówi im się, że do pełni szczęścia, muszą mieć też kolejny produkt. Potem kolejny i kolejny. Ludzie wciąż konsumują, a poziom szczęścia w ich życiu pozostaje niezmienny.
„Nie będzie magii świąt w twoim domu, jeśli nie kupisz naszej kawy.”
Tyler wypowiada takie fajne zdanie: „Jesteśmy produktem ubocznym, obsesyjnej dążności do narzuconego stylu życia. Morderstwa, zbrodnie, ubóstwo – tego się nie boję, ale boję się kolorowych pism, 500-kanałowej kablówki, czyjegoś nazwiska na moich gaciach, viagry, Marty Stuart.”
Niewolnicy w białych kołnierzykach
System narzuca nam odgórnie własny styl życia, który wcale nie musi nam odpowiadać.
Jesteśmy niewolnikami w białych kołnierzykach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy Wielkiej Wojny, ani Wielkiego Kryzysu. Naszą Wielką Wojną jest wojna duchowa. Nasz Wielki Kryzys to całe nasze życie.
Odgórnie mamy narzucone, że powinniśmy pracować gdzieś w białych kołnierzykach po kilka godzin dziennie, najlepiej mając jeszcze kilka dodatkowych prac. Potem narzuca nam się, że mamy za te ciężko zarobione pieniądze kupować meble Ikea, albo rzeczy materialne, które według reklam dadzą nam spełnienie. Ale tak się nie stanie. Bo ludzie kupują meble, które co prawda zapełnią ich mieszkanie, ale nie pustkę, którą mają w życiu.
Fight Club uczy nas, że tak wcale nie musi być. Nie musisz podążać za odgórnie narzuconym stylem życia, możesz kreować własny, taki, jaki chcesz. Nie musisz spełniać marzeń i idei twoich rodziców, prezydenta, czy narodu. Czasami ktoś pyta mnie, czy oddałbym życie za swój kraj. Oczywiście, że nie. Nie oddałbym życia za kawałek ziemi, bo to tak naprawdę oddanie życia za ludzi siedzących na wysokich stołkach. Chcecie się zabijać o kawałek ziemi? To się zabijajcie, ale trzeba mieć do tego nieźle wyprany mózg.
Tyler mówi również – nie dąż do perfekcji, odpuść, pozwól sobie na błędy. Jesteśmy ludźmi, a ludzie nie są perfekcyjni i nigdy nie będą. Ewoluuj, nie staraj się być perfekcyjny, bo to jak studnia bez dna.
Podsumowanie
Oczywiście nie można brać wszystkiego z tego filmu na surowo i wdrażać w swoje życie. Nie chodzi o to, by zostać żulem bez pracy, bez ambicji, który olał system. Wtedy mielibyśmy do czynienia z drugą skrajnością. Chodzi o to by wyluzować. Przestać dążyć do perfekcji. Przestać myśleć kategoriami – „jak kupię te spodnie, to wtedy moje życie wreszcie będzie kompletne i będę szczęśliwy”. Lepiej zainteresować się swoim wnętrzem, znaleźć coś, co nada cel naszemu życiu.
Nie pytaj czego potrzebuje świat. Pytaj co czyni cię pełnym życia i rób to. Ponieważ tym czego świat potrzebuje są ludzie pełni życia.
– Howard Thurman
Szukaj celu tam, gdzie twoje serce zaczyna mocniej bić, gdzie twoje oczy zaczynają się szklić, a na twojej twarzy pojawia się uśmiech. To właśnie na takie rzeczy powinieneś poświęcić swoje życie. Robiąc ciągle to czego nie lubisz, nigdy nie będziesz szczęśliwy.
Budujemy społeczność. Jeśli chcesz być z nami w stałym kontakcie, interesujesz się modą, redpillem etc. – dołącz do naszej grupy na FB.