Data publikacji: 5 marca 2016
Data aktualizacji: 13 października 2023

W wieku pięciu lat dowiedziałem się, że mam astmę i to nieźle skomplikuje moje życie. Nie będę mógł osiągać takich wyników sportowych jak inni, nie będę mógł uprawiać sportu tak intensywnie, jak inni itd. Inhalatory, testy, badania, duszności.

Trzy lata później grałem już w swoim pierwszym klubie piłkarskim i wygrałem pierwsze zawody w biegu na jeden kilometr. Dlaczego? Bo taki miałem cel i chciałem go osiągnąć. Nie zwracałem na to uwagi, nie brałem tego w stylu: „nie muszę być na tym poziomie co inni, ponieważ jestem chory i to mnie usprawiedliwia” – traktowałem sytuację, jak gdyby nic się nie stało, stawiałem się na równi z innymi. Doszło do tego, że niektórzy pytali potem: „naprawdę masz astmę? Niesamowite”.

SŁUCHAJ SIEBIE

W 2011 roku miałem potężny krwotok. Straciłem mnóstwo krwi, ledwo przeżyłem, nie potrafiłem stać na nogach, miałem ciśnienie 60 na 40. Powrót do sportu miał zająć rok albo jeszcze dłużej, wychodząc ze szpitala, nie umiałem ustać na nogach, musiałem jechać na wózku inwalidzkim. Miesiąc po krwotoku pojechałem na mecz, wszyscy łapali się za głowę i odradzali, trener dał mi szansę na 20 minut, dłużej nie wytrzymałbym na boisku i gdy już chciał mnie zmieniać… strzeliłem gola i wróciłem do gry. Dlaczego? Badania były po miesiącu ledwo w normie, więc uznałem, że trzeba dać organizmowi impuls do pracy, gdybym posłuchał lekarzy i rodziny i zaczął na siebie chuchać i dmuchać to nigdy bym już niczego nie osiągnął, a nawet jakby to straciłbym cenne miesiące. Może faktycznie było trochę za wcześnie, ale czy umarłem? Nie, wróciłem jeszcze lepszy, wiedziałem, co robię.

NIE SŁUCHAJ INNYCH

Dwa razy skręciłem moje obie kostki. W dzień ukończenia, jednej z tych rehabilitacji mój dziadek, powiedział mi, że chyba lepiej będzie jak dam spokój ze sportem, bo przez to będę miał problemy w przyszłości, a już na pewno powinienem na jakiś czas odpuścić bieganie. Tego samego dnia włożyłem buty, założyłem słuchawki i przebiegłem cztery kilometry.

Raz podczas meczu rozciąłem tkankę podskórną głowy, oczywiście cały byłem we krwi, pojechałem do szycia i trafiłem na żałosnego lekarza (prawie jak zawsze). Odradził mi dalszą grę w piłkę nożną. To był czas, kiedy wahałem się, czy pojechać na jedne testy piłkarskie. Gdy wróciłem do domu, wiedziałem już, że na testy pojadę.

WŁÓŻ W TO SERCE

Pewnego razu byłem też na turnieju w Chorwacji. Byliśmy spisywani na straty, pozostałe drużyny sprawiały wrażenie naprawdę świetnie zgranych, ludzie występowali w klubach z pierwszych lig zagranicznych, my byliśmy po prostu zlepkiem różnych ludzi, którzy się nie znali. Od tamtych drużyn różniła nas jedna rzecz. Pasja. Mieliśmy serce do gry, walczyliśmy jak nigdy, zgraliśmy się od pierwszej chwili wejścia na boisko. Wygraliśmy cały turniej po dogrywce w finale. Dlaczego tak się stało? Ponieważ my wygraliśmy ten turniej już w szatni, celem było pierwsze miejsce, a nasze nastawienie, ambicja i wola walki rozniosły wszystkich rywali. Zagrałem wtedy jeden z najlepszych meczów w karierze, pamiętam, że gdy wywalczyłem rzut karny, prawie cała drużyna rzuciła się na zawodnika, który mnie faulował, a mój kolega z ataku podleciał i pomógł mi wstać. Niesamowite jak wielka siła tkwi w zgranej grupie ludzi.

ŁAM BARIERY

Miałem nie przebiec nigdy kilometra poniżej 3:00, bo kiedyś ktoś tak powiedział. Dwa lata temu to zrobiłem. Wygrałem większość biegów, w których brałem udział. Faktycznie, musiałem trenować więcej niż inni, organizm miał trudniej się przystosować i przygotowaniu zawdzięczam wiele, ale co najmniej 50% sukcesu zawsze było w mojej głowie. Byłem gotów postawić na szali swoje zdrowie, byłem gotów paść w trakcie biegu, ale póki mogłem – biegłem. Na drugi dzień nie umiałem chodzić, ale wygrałem to bo miałem silną wolę, sukces był jedną pierdoloną opcją — jak mówił Eminem w Lose Yourself.

Pani w gimnazjum powiedziała, że nie ma szans, żebym sobie poradził z matematyką gdzieś w technikum i zdał maturę. Dziś, gdybym ją spotkał, pomachałbym świadectwem maturalnym przed nosem. Dlaczego? Nie zaakceptowałem tego. Czyjaś opinia na twój temat nie musi stać się twoją rzeczywistością. Zawsze odnosiło to odwrotny efekt do zamierzonego. Ktoś mi mówił, że nie dam rady, a ja już opracowywałem plan jak temu chujowi pokazać, że jednak się myli.

PODEJMUJ RYZYKO

Takich sytuacji było mnóstwo. Nie mam marzeń. Mam cele. Gdybym uwierzył tym wszystkim ludziom, którzy skazywali mnie na porażkę, dziś, byłbym nikim. Gdybym zaczął się traktować jak posąg ze złota po każdej kontuzji, gdybym rzucił ręcznikiem po każdej porażce – nigdy nic bym nie osiągnął.

Obecnie jestem w miejscu, w którym mało rzeczy wydaje mi się niemożliwych. Tak naprawdę wiem, że zawsze znajdzie się sposób by osiągnąć cel, że wystarczy tak jak Stallone chodzić od wytwórni do wytwórni jako bezrobotny, by pewnego dnia usłyszeć „Ok, nagramy to” i dostać trzy Oscary, za film którego jest się pomysłodawcą i jednocześnie zostać legendą znaną z filmów „Rocky”.

Często trzeba podjąć ryzyko, potknąć się dziesięć razy, by za jedenastym razem wygrać. Dziś chciałem zagrać stówę na Leicester. Wahałem się. Wiedziałem, że mogę stracić niezłą kasę, którą już mam ale z drugiej strony wiedziałem, że mogę powiększyć tę kwotę. Zaryzykowałem. Opłaciło się. Gdybym nie spróbował, teraz bym tego żałował. To niezbyt wyszukany przykład ale ile razy jest tak, że nie próbujesz czegoś, ponieważ boisz się tego, co się stanie i w efekcie żyjesz ze świadomością, „co gdybym wtedy spróbował, gdybym jednak zaryzykował”. Przemyśl to.

I nawet jeśli czuję stres, wiem, że kres możliwości tworzy głowa, a nie ciało, jeśli miałeś wątpliwości.

Myślę, że ten blog jest dobrą okazją do tego by podziękować wam za miłe słowa odnośnie moich tekstów. Cieszę się z tych komentarzy i maili które dostaję. Mam nadzieję, że będziemy dalej dzielić się poglądami. Tym bardziej cieszy mnie sytuacja, ponieważ na początku chciałem sobie od czasu do czasu, coś zapisać w internetach i nie nastawiałem się, że ktoś będzie to czytał, jak widać kolejny dowód na to, że zawsze warto spróbować.