Data publikacji: 8 lipca 2017
Data aktualizacji: 9 lipca 2017

Ciekaw jestem ilu ludzi czerpie swoją wartość z wewnątrz siebie, a ilu z zewnątrz. Czerpanie wartości z wewnątrz, to wpojona zasada w głowie – jestem super niezależnie od zdania innych. Jestem super niezależnie od tego czy kogoś mam, czy nie mam. Czerpanie wartości z zewnątrz to ciągłe patrzenie w lustra i szukanie akceptacji innych ludzi.

Nawet gdybym chciał poświęcać całą uwagę kobietom, czy ogólnie ludziom, którzy są w moim życiu, jest to niemożliwe. Stos pasji i zainteresowań napierdala do mnie drzwiami i oknami zaraz po tym jak się żegnamy. Plan na dzień dzisiejszy jest następujący:

– wstaję rano, jem śniadanie
– zabieram plecak i jadę na boisko
– po około dwóch godzinach wracam do domu
– odpisuję na maile
– przychodzi do mnie kumpel, odpalimy mikrofon i będziemy próbować coś nagrywać
– na koniec dnia jeszcze czeka mnie siłownia

I gdzieś jeszcze między tym wszystkim piszę ten tekst.

Staram się czerpać wartość z wewnątrz siebie, a nie z zewnątrz. Ktoś mnie lubi – spoko, ktoś mnie nie lubi – też spoko. Ktoś chce się ze mną widywać – fajnie, ktoś nie chce – też fajnie. Nie uzależniam swojego szczęścia od innych ludzi.

Istnieje wiele związków, w których partnerzy zatracają samych siebie. Związek ich wciąga, a potem robi z nich kompletną siekę i wypluwa na zewnątrz. Takie sytuacje biorą się właśnie z braku poczucia własnej wartości. Ciężko z kimś takim stworzyć zdrową relację. W tych kwestiach jestem egoistą. Liczy się moje dobro i moja wartość. Jeśli ktoś przyjdzie z siekierą mi ją zajebać, to wyciągnę spluwę i strzelę mu w między oczy, zanim się na mnie zamachnie.

Kto buduje swoje poczucie własnej wartości na związku, wchodzi na niepewny grunt, zaczyna być jak narkoman. Gdy zostaje na chwilę sam bez partnera / partnerki – zaczyna mu brakować tego narkotyku. Zaczyna się rozjebywanie relacji na kawałki. Trzeba być niezależnym. To czy Anka, Monika, Julia lub Krystyna będzie dalej z wami przemierzała zakamarki tego świata i czy będzie dogłębnie dała się wam poznawać od wszystkich stron w świetle księżyca – nie powinno mieć na was żadnego większego wpływu.

Chcecie brać udział w tym zajebistym filmie który tworzę? Zapraszam, ale na wasze miejsca czeka wielu aktorów, więc nikt was tu na siłę trzymał nie będzie. Tak jest z filmami, które celują w Oskary. Mój jest jednym z nich.

Szczęście to ja czuję jak stoję przy mikrofonie z gitarą. Szczęście to ja czuję jak idę z piłką na boisko, albo jak wygrywam kolejny złoty medal. A czy ktoś jest czy nie? Chuj w to kładę. Nie jest to ode mnie zależne.

Wiele kobiet przewinęło się przez moje życie i najczęściej odrzucało mnie całkowite osaczanie od samego początku. Z iloma byłeś, ile miałeś związków, a z kim piszesz, a to, czy tamto. A co to ma za znaczenie? Ja ci kobieto nie dam szczęścia i ty mi też szczęścia nie dasz. Albo wjebiesz się na tę karuzelę szczęścia sama i sama zaczniesz się na niej kręcić, albo nikt ci tego nie da.

Oczywiście niektórych chciałbym mieć w swoim życiu i nie widzę nic złego w tym, by oni o tym wiedzieli. Jednak nic na siłę, trzeba mieć do tego zdrowy dystans.

Mogę kogoś ciągnąć w górę, ale ten ktoś musi próbować wskoczyć na wyższy „level”, bo nie da się nikogo wciągać na klif, jeśli tylko trzyma się twojej ręki i bezczynnie wisi.

Wtedy to ma sens. Gdy spotyka się dwoje ludzi, którzy czerpią szczęście z wewnątrz siebie, a nie nerwowo napierdalają oczami po horyzoncie, czy jest jakiś delikwent z którym można stworzyć BIG LOVE. To mi się właśnie podoba. Zawsze jestem gotowy na zabranie gwarantowanych 40 tysięcy i spierdolenie z miejsca zbrodni, bo droga do miliona może nie być warta tego wszystkiego.

Tak samo nie czuję potrzeby udowadniania komuś tego jaki jestem. Ja wiem, że jestem wystarczająco dobry. Wielu ludzi, którzy spędzają ze mną wiele czasu i tak nie ma pojęcia o przynajmniej połowie rzeczy, które robię na co dzień. To są moje klocki lego, chcę je zachować dla siebie. Nie chcę z kimś grać w Tetrisa na poziomie „legendarnym” przez cały czas i mierzyć się na kutasy czy cokolwiek innego. Nie potrzebuję tego i nie chcę. Mam uczulenie na ludzi, którzy próbują to robić, nawet jeśli bardzo ich lubię.

Jak czujesz się zajebisty bez względu na to co się dzieje – wtedy jesteś panem swojego losu. Jeśli tę zajebistość uzależniasz od kogoś innego, wtedy ktoś inny steruje twoim Titaniciem.

Wtedy jak coś się mocno spierdoliło stoisz chwilę i myślisz: „a jebać to, wracam do swoich zabawek”.

Jedyne co mogę dać drugiej osobie, to zajebiste chwile i wspomnienia, mogę ją porwać z tego czarno białego świata w kolorowe miejsca, jednak to wciąż nie ja będę odpowiedzialny za szczęście tej osoby.

Tego wam życzę panie i panowie.

YouTube video